Darkest Dungeon to debiutanckie dzieło dosyć świeżego, bo powstałego w 2013 roku studia Red Hook. Tytuł można zaliczyć do „rogalikowych” gier rpg, jednak każdy po pierwszej wizycie w Najciemniejszym Lochu zauważy, że nie jest to typowa gra fabularna, ale o tym za chwilę.
Po uruchomieniu gry i rozpoczęciu rozgrywki niemal od razu zaczniemy zapadać się w mrocznym, głębokim i gęstym jak smoła klimacie, na który składa się wiele perfekcyjnie dobranych i współgrających ze sobą elementów. Szata graficzna, przedstawiona w formie szczegółowych rysunków doskonale sprawdza się jako fundament klimatycznej otoczki. Rysownicy pracujący przy produkcji Darkest Dungeon idealnie zbalansowali poziom szczegółów na twarzach bohaterów, ubiorach czy samych lokacjach, przez co całość jest czytelna, a jednocześnie niegryząca w oczy. Szczególne wrażenie robią obrazy postaci ukazujące się, gdy postać „pęka” psychicznie. Doskonale zostały oddane na nich cierpienie, gniew i rozpacz ale także wola walki i determinacja. Emocje wydają się wprost spływać na nas z animowanego oblicza, a to jeszcze bardziej podbija urok tytułu.
Kolejnym i najważniejszym elementem bez którego nie mógłby się obejść Najciemniejszy Loch (i każda inna gra RPG) jest bez wątpienia doskonale dobrany soundtrack. Usłyszymy tutaj utwory spokojne i wręcz kojące, gdy np. zatrzymamy się w mieście i odwiedzimy świątynię, lecz nie zabraknie także szybkich i dynamicznych nut, które będą nam akompaniować w czasie rozgrywania kolejnych tur niełatwych potyczek. Całość jednak, mimo swej różnorodności, cały czas pozostaje w mrocznej konwencji, co pozwala nam jeszcze głębiej zatonąć w genialnie zrealizowanym klimacie.
Darkest Dungeon – „gdy sczeznę…”
Kończąc krótką rozprawę o klimacie grzechem byłoby nie napisać chociaż wzmianki o drobnym szczególiku, który stanowi zwieńczenie atmosfery całej produkcji. Mam tu na myśli lakoniczne kwestie wypowiadane przez bohaterów w trakcie rozgrywki, które zostały świetnie zaimplementowane do gry. Postacie przemawiają do nas poprzez niewielkie dymki pojawiające się przy danej osobie, np. gdy ta próbuje przekazać nam swoje odczucia odnoście następnego zadania lub gdy pragnie wyrazić niezadowolenie z konieczności walki u boku jednej z osób. Na uwagę zasługuje również towarzyszący nam bez przerwy narrator. Voice acting w wykonaniu Wayne’a June’a doskonale wpasowuje się w mroczną konwencję tytułu podbijając już i tak świetną atmosferę.
Wrota śmierci
Jak powiedziałem wcześniej, Darkest Dungeon nie jest „zwykłym” erpegiem. Próżno tutaj szukać utartych schematów, które na potęgę pojawiają się w większości gier rpg XXI w. Elementem, któremu Najciemniejszy Loch zawdzięcza swoją oryginalność jest nic innego jak specyficzna mechanika rozgrywki opierająca się w głównej mierze na stanie psychicznym postaci. Nie wystarczy tutaj pilnować paska życia, panowie z Red Hook urozmaicili rozgrywkę wprowadzając kolejny element, a mianowicie poziom stresu. W Darkest Dungeon nasze postacie nie są już bezosobowymi marionetkami do zabijania, które mogą godzinami taplać się w błocie, błądzić w ciemnościach i walczyć z potwornymi stworzeniami zamieszkującymi ponure lochy. Mamy tutaj do czynienia przede wszystkim z ludźmi, którzy popchnięci zbyt głęboko, po prostu się załamią.
„The light, the promise of safety”
Na system stanu psychicznego składa się wiele ściśle dobranych elementów. Po pierwsze, wybierając się w głąb ciemnej lokacji nie wolno zapomnieć o źródle światła, które zapewnią nam pochodnie. Ciemność powoduje przygnębienie, a co za tym idzie wzrost poziomu stresu u całej drużyny. Płyną z tego także pewne korzyści, jak np. większa szansa na zadanie ciosu krytycznego, jednak są one niewspółmierne do strat. Bowiem stres rośnie z tury na turę, dramatycznie pogarszając naszą sytuację.
Oprócz światła do szczęścia potrzeba nam będzie oczywiście pożywienia. Prowiant przyda się do regeneracji zdrowia po cięższych potyczkach, jednak warto zachować odrobinę na później. Przy długich wypadach bohaterowie mogą chcieć coś przegryźć, odmówienie posiłku w takiej sytuacji spowoduje drobne podupadanie na zdrowiu i oczywiście stres. Podczas dłuższych misji konieczne będzie także obozowanie, w czasie którego nadarzy się okazja podładować akumulatory poprzez unikalne zdolności bohaterów i… pożywienie. W tym wypadku jego brak będzie katastrofalny w skutkach i jeśli podczas obozowania nie nakarmimy naszych nieszczęśników (na czym sam się złapałem) to będą oni w jeszcze gorszym stanie, zarówno psychicznym jak i fizycznym, niż przed rozpaleniem ogniska.

Ostatnim i najważniejszym aspektem kształtującym psychikę postaci jest przebieg potyczek oraz całej wyprawy. Poziom stresu będzie spadał wraz z zadaniem dobrego ciosu lub pokonaniem wrogów. Bohaterowie podniosą się na duchu także po rozbrojeniu niebezpieczniej pułapki lub poprzez łup znaleziony na naszej drodze. Jednakże zły przebieg walki, duża ilość przyjętych ciosów, masowe pakowanie się w pułapki czy znikomy łup lub po prostu niebezpieczny, spowodują napełnianie się wskaźnika stresu, którego kres pociągnie całą drużynę na dno.
Na szczęście stres nie jest permanentny. Możemy wykurować postacie i doprowadzić je do stanu „używalności” oddając ich w wykonywanie różnych aktywności. Do wyboru mamy między innymi zapijanie smutków, hazard, wizytę w zamtuzie, modlitwę lub nawet biczowanie. Jednak nie zawsze wszystkie aktywności są dostępne, przez co nie każdy bohater będzie gotowy na wymarsz, to wymusza na nas rekrutację kolejnych postaci i dobieranie innego składu.
Co nastąpi, gdy wskaźnik stresu dobiegnie do końca? Atak serca. W Darkest Dungeon to nie ciosy wrogów są największym zagrożeniem, a zły stan psychiczny naszych bohaterów. Co prawda zerowy poziom zdrowia również niesie ze sobą poważne problemy, to wciąż pierwsze skrzypce gra tu psychika więc nie będę się o nim więcej rozpisywał.
Szwajcarski scyzoryk i Darkest Dungeon
Zanim przejdę do kolejnego punktu recenzji, muszę wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie rozgrywki, a mianowicie o dobieraniu drużyny na poszczególne „wypady”. Nie będę się o nim zbyt szczegółowo rozpisywał, a jedynie wspomnę najważniejsze elementy, gdyż dokładne informacje można znaleźć na stronie wiki gry.
W Darkest Dungeon każdy ma swoje miejsce. Nie możemy wybrać losowych nieszczęśników i wrzucić ich na dowolne miejsce w czteroosobowym szeregu. System został pomyślany w taki sposób by przed wyruszeniem na misję dokładnie przeanalizować każdego kandydata. Dla przykładu, ciężkozbrojny krzyżowiec zupełnie nie przyda się stojąc na samym końcu, a ubrany w lekką szatę okultysta wystawiony na czoło szybko padnie pod gradem ciosów. Właściwe dobranie i ustawienie towarzyszy jest natomiast nagradzane większą przeżywalnością na polu bitwy. Dlatego warto skrupulatnie przeprowadzać przygotowania do misji, gdyż wszystko co robimy ma charakter permanentny, a wszelkie niedopatrzenia mogą okazać się tragiczne w skutkach. Najciemniejszy Loch nie wybacza błędów.
Piąty towarzysz
Posłodziłem, więc pora przejść do mniej przyjemnego aspektu Najciemniejszego Lochu, którym jest poziom trudności. Wszystkie elementy mechaniki, które wymieniłem wcześniej, w połączeniu dają nam dungeon crawlera o bardzo wysokim poziomie trudności. Śmierć towarzyszy naszej czwórce non stop. Nawet drobne zaniedbanie może skutkować eliminacją dobrego i zgranego zespołu. Sytuacji na pewno nie poprawia fakt o dużej losowości potyczek. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się, że pomimo skrupulatnego przygotowania do misji i perfekcyjnego wyposażenia, cała drużyna popadała w szaleństwo i ginęła tylko z powodu pecha. Zdarzają się bowiem sytuacje, gdzie wszystkie wyprowadzone przez nas ataki kończą się pudłem, a krytykom sypiącym się od wrogiej drużyny nie ma końca. To niesamowicie frustrujące, zwłaszcza jeśli sytuacja ta zdarzy się pod koniec danego lochu, gdzie zwycięstwo jest dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Kolejną rzeczą działająca na niekorzyść produkcji jest ogromna powtarzalność i monotonia, która z czasem zabija chęć kolejnego uruchomienia gry. Cała rozgrywka opiera się na jednym schemacie. Ot zbieramy drużynę, kupujemy wyposażenie i wyruszamy. Przemierzamy lochy, toczymy turowe potyczki i wygrani lub nie wracamy do miasta by znów zebrać skład na kolejną wyprawę. Monotonność rozgrywki może odpychać co mniej wytrwalszych graczy. Osobiście po kilkunastu wypadach ode chciało mi się dalej grać, by po pewnym czasie, utęskniony za wspaniałym klimatem, powrócić do Najciemniejszego lochu by stoczyć kilka potyczek.
Koniec wędrówki
Podsumowując moje wypociny, Darkest Dungeon to świetna gra rpg z doskonałym klimatem, oprawą graficzną, soundrackiem, oryginalną i ciekawą mechaniką. Jednak trochę monotonna, nużąca i momentami zbyt trudna by cieszyć się nią więcej niż kilka, góra kilkanaście, godzin. Z pewnością jest to bardzo solidna, dopracowania i warta uwagi produkcja jednak nie przeznaczona dla każdego. Dlatego przed zakupem warto się dobrze zastanowić, by nie wydać pieniędzy na grę, którą odłożymy po dwóch godzinach.